Dzień dobry.
Zajmuję się upraszczaniem
języka urzędów i firm.
Robię to dość długo.
Na początku myślałem,
że chodzi tylko o trudność komunikacji,
gdzie urzędy i firmy piszą tak,
że nikt nie rozumie i trzeba to uprościć.
Natomiast od jakiegoś czasu,
dokładnie od września, początku jesieni,
może dlatego,
że jesień to pora melancholii,
mam wrażenie, że jest jeszcze
coś innego w tej kwestii.
Jest jakiś trudny pokład relacyjny
w komunikacji firm i urzędów,
taki psychologiczny, który mówi coś o nas.
Im bardziej to poznajemy,
tym jesteśmy smutniejsi.
Być może język trzech pach
będzie w stanie tę rzeczywistość zmienić.
Chciałem państwu pokazać
kilka prostych zasad, sześć dokładnie,
które pozwalają
czytać teksty urzędowe głębiej.
Pozwalają zauważyć,
co urzędy z nami robią.
o tym będzie moje wystąpienie.
Jest taki zwyczaj na TEDzie,
żeby zaprosić kogoś z rodziny,
więc postanowiłem pokazać państwu
moją babcię Jadwigę.
Od tego to się zaczęło w 2003 roku.
Wracam do miejscowości rodzinnej
pod Wałbrzychem, spotkanie rodzinne,
jubileuszowe,
bo właśnie obroniłem doktorat.
Mówię: "Słuchajcie,
jestem doktorem nauk humanistycznych
w zakresie językoznawstwa".
Oni się zadumali,
dziwnie spojrzeli na mnie i na siebie,
tylko babcia zechciała się odezwać:
"Tomuś, a możesz mi wystawić receptę?".
Ja mówię: "Babciu,
ja jestem doktor od języka,
nie wystawiam recept".
Nie wystarczyło, babcia wystawiła język
i poprosiła, żebym ją zbadał.
(Śmiech)
Później dopiero przeczytałem
w pamiętniku jakiegoś wybitnego
dziennikarza ekonomicznego,
że kiedy pisze swoje teksty, dla ludzi,
na bardzo trudne tematy często,
wystawia zdjęcie swojej babci na biurko,
patrzy jej w oczy
i pisze jakby tylko do niej.
Od tego zaczęło się moje myślenie
o upraszczaniu komunikacji,
jak można by było to zrobić inaczej,
czy można w ogóle w Polsce
pisać inaczej pod tym względem.
Myśl Churchilla, od której zacznę,
mocno zmieniła moje życie.
Churchill w 1940 roku,
w najtrudniejszym czasie
wojny w Wielkiej Brytanii,
napisał do wszystkich urzędników
memorandum o zwięzłości.
Zaczyna się mniej więcej tak
"Aby robić swoje,
musimy czytać mnóstwo dokumentów.
Większość z nich jest o wiele za długa.
To strata czasu!
Marnujemy energię
na wyławianie głównych myśli".
Język trzech pach,
o którym chciałem opowiedzieć
to język głównych myśli.
Pytanie, czy możemy dzisiaj
komunikować się tylko głównymi myślami.
To jest dość trudne.
W moim wypadku
to działa bardzo konkretnie.
Kiedy wracam z synami do domu
i dochodzimy do skrzynki pocztowej,
mam jeszcze trzy metry później do drzwi,
trochę się martwię,
jakbym oglądał horror o szczękach.
Czy będzie wystawać biały róg koperty
i będę musiał przestać robić swoje,
przestać być ojcem, rozmawiać z synami.
Wtedy wyciągam tę kopertę
i niedawno wprowadziłem zasadę,
że wszystko, co jest w skrzynkach,
czytam przed drzwiami.
Nie wchodzę do domu.
Muszę się z dziećmi pożegnać.
Mówię, że przez chwilę taty nie będzie.
To będzie trudna sytuacja
ale spróbujcie nie zasnąć, zanim wrócę.
Statystyki są zatrważające.
Na świecie ogólne warunki ubezpieczenia
czyta się średnio 3 godziny 20 minut.
Niektórzy szybciej biegają maratony.
Zdarza się, że długo nie wracam,
żeby powiedzieć, co w tym tekście było.
Przecież to dla nas jest najważniejsze.
Kiedy wyciągamy taki tekst,
chcemy się dowiedzieć po pierwsze,
czy chcą nam zrobić coś złego,
czy to jest neutralna wiadomość,
a dopiero później poznać szczegóły.
Wielką inspiracją jest tutaj Twitter.
Myślę, że tweety
to jest język przyszłości.
Znalazłem taki tweet,
z roku 47. przed naszą erą,
najlepszy tweet, jaki na świecie napisano.
Juliusz Cezar napisał "Veni, Vidi, Vici".
Niósł go na transparentach,
wchodząc do Rzymu.
Wszyscy specjaliści zgadzają się,
że on tak naprawdę
mówił nie "że", tylko "jak".
Jak on to zrobił, jaka to była akcja.
Ponieważ był wcześniej film o rytmie,
jesteśmy też na Akademii Muzycznej,
w języku trzech pach
ważny jest właśnie ten rytm.
Tekst powinien być bardzo zrytmizowany.
Może zachęcę państwa
do wystukania tego rytmu.
Proszę posłuchać
jak brzmi to zdanie w łacinie.
ve-ni, vi-di, vi-ci. (Tupanie)
Czy idąc bardziej - ve-ni, vi-di, vi-ci.
Dokładnie taka była ta akcja.
Nie taka brutalna, bo nie chciałem tupać,
żeby nie zniszczyć sceny,
ale była ona bardzo krótka,
brutalna i systematyczna.
Chciałem pozdrowić tłumacza,
który to źle przetłumaczył
na język polski.
"Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem".
Proszę spróbować to wystukać i zmierzyć.
przy-by-łem, zo-ba-czy-łem, zwy-cię-ży-łem
Mam nadzieję,
że zostałem jeszcze w kamerze.
To jest rodzaj dreptania przed toi toiem,
(Śmiech) to nie jest to o co tutaj chodzi,
to nie jest język trzech pach.
Żeby to przetłumaczyć dobrze,
musielibyśmy powiedzieć:
"wpadłem, zerkłem, stłukłem", coś takiego.
To by musiało być bardzo rytmiczne.
Jeżeli gubię dowód osobisty
i chcę zdobyć nowy,
to powinienem pójść do urzędu
albo otworzyć internet,
pach, pach, pach
i powinienem ten dowód mieć.
Dokładnie w trzech krokach.
Ta trójka jest ważna.
Nie bez kozery mówimy
ABC pierwszej pomocy,
a nie AĄ pierwszej pomocy
- są trzy elementy.
Czasem mówi się brutalnie
przynieś, podaj, pozamiataj,
matki, żony i jeszcze coś trzeciego,
z tego co pamiętam.
Ten rytm trójki jest bardzo ważny.
Idąc dalej tym tropem, proszę spojrzeć
co z nami robi język urzędowy,
jak bardzo zatrzymuje nas przed drzwiami,
sprawia, że tracimy czas,
ale też pewność siebie.
Właściwie jakbyśmy żyli
w ciągłej jesieni, tej melancholijnej,
gdzie psy do nas merdają
przez ścianę sąsiadów depresyjnie.
Tak to mniej więcej wygląda.
Trzy cechy języka urzędowego,
które odbierają nam dech.
Pierwsza, najważniejsza kwestia,
ale to wszyscy wiedzą,
że język urzędowy
zapiera nam dech w piersiach,
przestajemy oddychać.
To są bardzo proste techniki.
Proszę próbować czytać
między wierszami teksty urzędowe,
znaleźć urząd, który to robi,
i zadać sobie pytanie:
Czy to jest rzeczywiście mój urząd?
Pierwsza kwestia to "hamlety",
druga to "tasiemce" lub "taśmociągi",
a trzecia to "matrioszki".
Wygląda to mniej więcej tak,
Hamlet miał taki problem
że nie wiedział, czy mówi,
czy myśli, się zastanawiał ciągle.
Czyli "być czy nie być",
i później "oto jest pytanie".
Jakbyśmy mówili na co dzień
"Schabowy z ziemniakami
czy z kluskami śląskimi.
Pomyślmy przez chwilę
przy niedzielnym stole".
(Śmiech)
Teksty urzędowe mają dużo
tego hamletyzowania.
Czasem to się nawet układa
w sensowny język.
W odpowiedzi na pismo dotyczące powyższego
informuję, że wyjaśniam co następuje.
(Śmiech)
To tak mniej więcej wygląda.
Każde pismo się zaczyna podobnie,
na przykład, że to jest odpowiedź.
Jeżeli coś tam jest napisane,
to pismo raczej czegoś dotyczyło.
Jeżeli pisaliśmy je świadomie,
to raczej pamiętamy czego.
Że to jest informacja jakaś,
że takie wszystko to jest ważne,
ale może to jednak wyjaśnienia
i one nastąpią później.
To wszystko jest,
natomiast głównej myśli nie widać.
Ona gdzieś się pojawia
po około 16-17 wyrazach.
Jeżeli chodzi o tasiemce, czy taśmociągi,
ciekawą rzecz znalazłem tutaj na Śląsku.
Jazda ludzi,
czy państwo wiedzą co to jest?
Jazda ludzi to nie jest
tytuł umowy hejterów w internecie,
tylko to jest coś,
co się robi na taśmociągu właśnie.
Są zdania, które przypominają
takie taśmociągi.
Dowiedziałem się, że takie taśmociągi
mogą mieć nawet osiem kilometrów.
Górnicy na nie wchodzą i sobie jadą,
żeby nie marnować czasu.
Bardzo ważna rzecz.
Gdyby państwo pomyśleli,
że taki taśmociąg by się przydał w domu,
można by było na przykład
dzieci tak wstawiać za drzwiami do szkoły.
Osiem kilometrów dokładnie moje mają,
by sobie jechały.
Taki taśmociąg trzeba jakoś zrobić.
Tu dobra praktyka jest taka,
by zajrzeć do urzędu patentowego,
zobaczyć, jak to wygląda,
żeby nie powielać tych błędów.
Tam jest cudowny gatunek,
zastrzeżenie patentowe,
które z grubsza wygląda tak,
że mamy serce zastrzeżenia patentowego,
to jest wyrażenie "znamienny tym, że".
Po lewej, przed tym sercem
jest ta stara rzeczywistość,
a po prawej ta nowa.
W polskiej kulturze z jakichś powodów
trzeba to wszystko zapisać jednym zdaniem.
To nowe, to co jest istotne. (Śmiech)
Mówi się, że obraz
znaczy więcej niż wiele słów.
My teraz możemy dokładnie policzyć,
że ten obraz jest wart 225 słów.
Ja go używam zawsze przed występami,
do ćwiczeń dykcyjnych.
Jest takie ćwiczenie, gdzie się liczy:
pierwsza wrona bez ogona,
druga wrona bez ogona, trzecia...
Znajomi płetwonurkowie
też to wykorzystują.
Proszę spróbować
sobie to przeczytać jednym tchem,
jakbyśmy chcieli to wszystko
poznać, zauroczyć się.
"Przenośnik taśmowy
przystosowany do jazdy ludzi,
zawierający pomost do wysiadania ludzi
oraz urządzenie zabezpieczające
przenośnik taśmowy z jazdą ludzi
znamienny tym, że".
I tam się to wszystko dzieje,
wygląda to całkiem ciekawie.
Są przypisy, jest rysunek.
Ale kiedy, na przykład, niewidomy inżynier
będzie chciał stworzyć coś podobnego
albo się dowiedzieć jak to wygląda
i spróbuje sobie to odczytać
za pomocą aplikacji, głosem komputerowym,
będzie poważny problem.
Mogą państwo to po prostu spróbować kupić.
Kiedy będą państwo już podpisywać umowę,
to się państwo dowiedzą,
że wcale tego nie kupujecie.
To jest przykład
z poradnika dla urzędników.
Sami urzędnicy napisali
jak zwijać zdania, żeby nie przesadzać.
Zaraz się dowiemy, że to nie jest kupno.
Ta czynność raczej
nazywa się "dokonać kupna"
albo "nabyć drogą kupna",
"dokonać nabycia drogą kupna",
"dokonać nabycia na drodze kupna",
"dokonać nabycia na drodze
transakcji kupna-sprzedaży"
A jest też ta druga strona!
Jak kupić to i sprzedać przecież.
"Dokonać nabycia na drodze przeprowadzenia
transakcji kupna-sprzedaży",
"dokonać realizacji nabycia
na drodze..." i tak dalej.
To jest chwyt ciekawy retoryczny,
nazywa się matrioszka.
Czyli dajemy jedną rzecz, czynność "kupić"
i pakujemy ją do takiej
następnej babeczki drewnianej.
Wtedy mówimy, że to już jest dokonanie.
Później, że to jest nabycie, transakcja...
A państwo muszą
to przed drzwiami rozpakować.
Nie wiadomo, kto z tych matrioszek
na końcu wyskoczy.
Praktyka jest różna na straganach w Rosji.
Więc to jest niebezpieczne. (Śmiech)
Teraz ta smutniejsza część,
nasze niedawne odkrycie wrocławskie.
Trzy cechy języka urzędowego,
które nie tylko zabierają nam oddech,
ale też rzucają nas na kolana
to jest język "abrakadabra",
to są słowa magiczne,
ale też język uników
zwany czasem "językiem pomiędzy"
albo "językiem świeżego zięcia".
(Śmiech)
Jeszcze trzeba to doprawić
szczyptą podejrzliwości.
Podejrzliwości, czy też domniemania
złego obywatela.
Chyba najlepiej tak to powiedzieć.
Jak to wygląda na przykładach?
Język abrakadabra sprawia,
że nie uznajemy tekstu za normalny,
tak jak wysyłamy wiadomość
do syna czy córki w szkole:
"Już wiesz, że dostałaś dwóję?".
Są takie słowa, które sprawiają,
że tekst się bardzo pompuje.
Język abrakadabra sprawia,
że myślimy, że to jest tekst ostateczny,
sprawa życia i śmierci.
W ostatnim przykładzie z "dokonać"
mieliśmy właśnie to.
Normalnie ludzie robią,
a czasem czegoś dokonują.
Dokonują żywota, odkrycia.
Z reguły nie dokonują
przelewów, wpłat, wypłat.
To nie są żadne dokonania.
Natomiast urzędy albo język urzędowy
chciałby, żebyśmy tak o tym myśleli,
że to jest dokonanie.
Więc różnica między "robić" a "dokonać"
jest jak między "śpiewać" a "odśpiewać".
Tutaj mamy sporo takich wyrazów, jak "iż".
Ludzie raczej żeżają - mówią "że",
(Śmiech)
a urzędy iżają, czyli piszą" iż".
To statystycznie da się sprawdzić.
Jedno "iż" się w języku polskim
pojawia po dziewiętnastu "że".
Z grubsza byśmy trafili na trzecią stronę.
Tu z jakichś powodów
tak się tekst w ogóle zaczyna
"Uprzejmie informujemy iż" bardzo często.
"Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom
pragniemy nadmienić"
To też jest ciekawe.
Dużo jest słów emocjonalnych
typu pragnąć, ufać.
Instytucja nie ma pragnień,
"Pragnąć" to jest, przepraszam bardzo,
albo o upale i piciu,
albo o alkowie, czyli o seksie.
Instytucja nie powinna nam
takich rzeczy do głowy wkładać.
(Śmiech)
"Nadmienić"
nawet nie wiadomo, co to znaczy.
"Mieć" i "posiadać"
to też ciekawa różnica.
Mamy z reguły wszystko,
a posiadać można raczej
coś wartościowego ale abstrakcyjnego.
Wiedzę można posiadać.
Nie można posiadać
dwóch telefonów komórkowych.
Nie można posiadać się ze szczęścia.
Można posiadać jakieś
rozległe posiadłości na Mazurach,
ale dowodu osobistego nie można posiadać.
Tego jest bardzo dużo.
To jest język abrakadabra.
Teraz ten zięć.
Znowu doświadczenia osobiste.
Kiedy teściowa zechciała już powiedzieć,
że mogę do niej mówić "mamo",
zastanawiałem się, co z tym zrobić.
Czy powiedzieć pani, czy pani mamo,
czy pani matko, czy powiedzieć już mamo.
Wtedy mamy właśnie język pomiędzy.
Staramy się lawirować,
nie powiedzieć ani tak, ani tak,
żeby nie obrazić siebie ale też teściowej.
Gdzieś jest ten środek.
Najtrudniejsze sytuacje są wtedy,
kiedy siedzi daleko teściowa,
przy niej solniczka,
a zupa jest po naszej stronie
i trzeba ją dosolić.
W tedy się mówi z takim efektem PKP.
Na dworcach mówią, że pociąg
podstawia się na peronie trzecim.
(Śmiech)
Wtedy rzeczywiście nikogo nie interesuje,
kto ten pociąg podstawia.
Ale jeżeli mówimy na przykład:
"Czy można podać sól?",
(Śmiech)
to proszę zauważyć,
że nie wiadomo, kto jej potrzebuje
ani kto miałby się po nią rzucić.
Jak jest więcej osób,
to raczej patrzą na siebie.
To z dziećmi też pięknie wygląda.
"Czy ktoś może wyrzucić śmieci?"
Wracamy i generalnie nikt nie mógł.
(Śmiech)
W języku urzędowym jest problem,
jeżeli ten język uników
jest używany, żebyśmy coś zrobili,
na przykład upomnienia, wezwania.
"Wzywa się do wykonania obowiązku
objętego niniejszym upomnieniem
w terminie siedmiu dni
od dnia jego doręczenia".
Dokładnie skarbówka pisze, jak mawia zięć.
Nie wiadomo, kto wzywa, nie wiadomo kogo.
Nie będziemy działać,
nie będziemy skuteczni.
Następny problem, najsmutniejszy w sumie,
to dziwna podejrzliwość
w polskim języku czy systemie urzędowym.
Na przykład dodawanie zera
do dat poniżej dziesięciu, dat dziennych.
Kiedy rozmawiamy z urzędnikami,
dlaczego tak robią
to oni mówią: "bo musimy".
Ale później, kiedy pytamy głębiej
"Dlaczego tak robicie?
Przecież nie ma takiej zasady.
Fajnie pisać bez zera.
Przecież nie mówimy zero dziewiąty,
tylko dziewiąty.
Więc piszmy tak jak mówimy".
Mówią wtedy, rzadko, ale jednak
ciągle to słychać:
"Ale ludzie tam będą dopisywać jedynkę,
albo dwójkę dopiszą
(Śmiech)
i będą fałszować dokumenty".
Jakie trzeba mieć założenia
o niechęci do wszystkich obywateli,
że to wszyscy są masowi oszuści,
którzy to będą robić.
Bardzo stare czasy,
przynajmniej gdzieś głęboki PRL,
takie podejście mniej więcej.
Kiedy się jedzie do urzędu, to też widać.
Tam są przystanki warunkowe.
Nie wiem, czy państwo zwrócili uwagę,
wszystkie przystanki warunkowe
w Polsce są "na żądanie".
nawet "Walim na żądanie". (Śmiech)
Jaka tu jest historia ukryta głęboko?
Dlaczego to się nie nazywa
"Walim na życzenie"?
(Śmiech)
Dlaczego nie zmienić w Polsce
wszystkich przystanków
na przystanki na życzenie?
Wtedy może jednak kierowcy pomyślą,
że jesteśmy sympatyczni,
że kiedy machamy ręką, to nie oznacza,
że z tyłu trzymamy kamień
albo coś w tym stylu. (Śmiech)
Taki postulat, taka propozycja.
Jak taka rozmowa obywatela
z urzędem wygląda w praktyce.
Mieszkaniec, pan Piotr,
rozmawia przez internet
ze swoim prezydentem miasta.
to ciekawa historia,
"Panie prezydencie,
kiedy zostaną porządnie załatane dziury
i utwardzona droga na ul. Żurawiej?
Czy są plany położenia asfaltu
na Żurawiej? Piotr L".
Prezydent odpisuje
właśnie tym dziwnym językiem.
Właściwie wszystkie sześć tych kategorii,
o których państwu mówiłem,
się znajdzie w środku.
"W odpowiedzi na wniosek"
- czyli pan Piotr się najpierw dowiaduje,
że to jest odpowiedź.
Później się dowiaduje, że to nie był
zwykły wpis w internecie tylko wniosek.
Później się dowiaduje, że go wnosił,
chociaż nie trzymał go w rękach,
drogą na pewno nie Żurawią
tylko elektroniczną.
I później widzimy,
że prezydent jest megalomanem
albo ten, kto za niego to pisze.
No bo mamy: Bóg, Honor, Ojczyzna
tzw. ortografia emocjonalna.
Bóg, Honor, Ojczyzna, Prezydent Miasta.
Później, że on informuje.
Później jest to "iż", słowa - bufony.
Później, że ulica Żurawia coś posiada.
Tylko ludzie mogą coś posiadać,
tak jak mówiłem, wiedzę.
"Żurawia posiada nawierzchnię tłuczniową
i pomimo zabiegów remontowych...",
to rodzaj spa dla ulic prawdopodobnie...
Później są ramy, czyli
"ramy bieżącego utrzymania",
ja nie wiem, czy to jest rodzaj obrazu,
czy to trzeba powiesić.
"Stan techniczny nawierzchni,
szczególnie po opadach atmosferycznych"
Jest taka strategia w urzędach,
nazywa się to strategią nabiału,
kiedy nie wiemy czy to śnieg, deszcz.
To nie tak, jak my opowiadamy,
wybieramy ten najczęstszy,
czy ten, który się dzieje,
tylko tak jakby nabiał.
Idziemy do sklepu,
mówimy: "Czy jest nabiał?".
(Śmiech)
"Budzi zastrzeżenia"
to jest też ciekawa metafora.
Powiedz mi jakich używasz metafor,
a powiem ci, kim jesteś.
Dlaczego to jest o tym śnie?
Jak się głębiej nad tym zastanowić,
to Piotr wychodzi z domu taki zaspany
i od razu wpada w te dziury,
i mu się te zastrzeżenia budzą,
on też się budzi.
(Śmiech)
Później mamy język "pomiędzy"
- "Zgłoszona sprawa".
Nie zgłaszał jej prezydent,
wymazał Piotra z odpowiedzi.
"Zgłoszona sprawa zostanie przeanalizowana
do wykonania w ramach
bieżącego utrzymania,
w zakres którego wchodzi m.in. równanie,
profilowanie oraz wałowanie obywatela"...
"pasa drogowego", przepraszam. (Śmiech)
Jeżeli to wszystko, co zrobiliśmy,
sześć tylko prostych kroków...
Dwa zdania zresztą
- pierwsze ma 33 wyrazy.
Jeżeli to wszystko usuniemy,
zostaną nam te Churchillowe główne myśli.
Po pierwsze, że ulica Żurawia
budzi zastrzeżenia.
Zdaje się, że to pan Piotr powiedział.
(Śmiech)
Znaczy, że nie jest z tego zadowolony,
więc jest to taki akt zgody.
Po drugie, że sprawa
zostanie przeanalizowana.
To jest fajna fraza,
żeby załatwiać sprawy obywateli.
"Sprawa zostanie przeanalizowana",
czyli będziemy ją analizować, a nie robić.
Czyli też nie wiadomo.
Jakby wyglądała ta odpowiedź
w wersji trzech pach?
Ona by wyglądała pewnie tak:
(Śmiech)
"Szanowny Panie, niestety, nie wiem".
Dziękuję bardzo.
(Brawa)